Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.
– 133 –

Mister Blessington tak był tem wzburzony, że aż w kłopot mnie wprawiał, chociaż, prawdę rzekłszy, każdy by się tem przejął. Siedział w fotelu i płakał spazmatycznie, tak że z trudem udało mi się uspokoić go. Na jego nalegania przyszedłem do panów po radę, chociaż, mówiąc otwarcie, jestem zdania, że zanadto powiększa znaczenie tego wypadku. Jeżeli panowie udacie się wraz ze mną, przynajmniej uspokoicie go nieco, bowiem wątpię, czy się wam uda wyjaśnić to zagadkowe zdarzenie.
Holms całego tego opowiadania słuchał z tak natężoną uwagą, że odrazu spostrzegłem, iż rzecz ta dla niego ma wagę niezwykłą. Twarz jego, jak zawsze, była obojętna, powieki tylko opadły głębiej na oczy, a z fajki dym coraz gęstszy się kłębił. Gdy gość nasz skończył, Holms powstał milcząc, wziął swój kapelusz, podał mi mój i za doktorem Travellanem skierował się ku drzwiom.
Po kwadransie jazdy stanęliśmy przed domem na Brook-Street, gdzie mieszkał doktór. Wpuścił nas chłopiec-lokaj i po wschodach, zasłanych kobiercami, udaliśmy się na górę.
W pół drogi atoli zatrzymała nas raptowna przeszkoda. Światło na górze zgasło niespodzianie i w ciemności rozległ się głos drżący:
— Rewolwer! mam rewolwer! — zawodził ów głos, — daję słowo, że strzelę, jeżeli się kto zbliży!