Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/138

Ta strona została uwierzytelniona.
– 134 –

— No! tego już za wiele, mister Blessington, — zawołał Trevellan.
— Ach, to pan jesteś, doktorze? — rzekł głos z ulgą widoczną, — ci jednak panowie, którzy są z panem, kim się mianują? kim?
Czuliśmy, że w ciemności ktoś nas bacznie rozgląda.
— Tak! teraz wszystko w porządku, — ciągnął głos dalej, — proszę panów, bardzo proszę! i przepraszam za tak niegościnne przyjęcie.
Zapalił gaz na wschodach — i ujrzeliśmy przed sobą człowieka, który widocznie był wielce zgryziony tem wszystkiem, co zaszło. Był bardzo otyły i prawdopodobnie przedtem był jeszcze większej tuszy, lecz opadł z ciała, gdyż skóra zwisała na policzkach, cera była chorobliwie i wstrętnie żółta, a rzadkie rude włosy jeżyły się na głowie ze strachu. W ręku trzymał rewolwer; na widok nasz atoli schował go do kieszeni.
— Dobry wieczór, mister Holms, — rzekł, — jestem panu niezmiernie obowiązany, żeś pan raczył przybyć na moje wezwanie. Potrzebna mi pańska rada niezbędnie. Doktór Travellon mówił już zapewne panom o tajemniczem najściu do mego pokoju?
— A jakże! mówił, — odrzekł Holms. — Któż są ci dwaj panowie, mister Blessington, i dla czego tak dokuczają panu?