Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/175

Ta strona została uwierzytelniona.
– 171 –

nemi na piersiach, patrzącego w dół, w otchłań huczącą. Ostatni raz go wtedy widziałem!
Gdym był już na dole, u skał podnóża, raz jeszcze się obejrzałem; wodospadu nie było już widać, lecz ścieżką, wiodącą ku niemu, pod górę szedł szybko jakiś człowiek.
Na jasnym tle zieleni postać jego dokładnie się odznaczała. Zwrócił moję uwagę tem, że szedł szybko bez zatrzymywania się. Wkrótce zapomniałem o nim zupełnie.
Po upływie godziny przybyłem do Mejringenu. Stary Sztejler stał u drzwi hotelu.
— No! jakże tam? — krzyknąłem zdala jeszcze: — mam nadzieję, że nie pogorszyło się.
Sztejler spojrzał na mnie zdziwiony, a mnie od złych przeczuć serce, jakby w otchłań zapadło.
— Czy nie pisałeś pan tego listu? — zapytałem go, wyjmując list z kieszeni: — Czy nie przyjechała tu chora do hotelu?
— Ależ nie! — odrzekł, dziwiąc się coraz bardziej. — Papier z firmą hotelu... Musiał to pisać ów wysoki anglik, który tu przybył zaraz po odejściu panów. Mówił mi...
Nie dosłuchałem końca i pędem pomknąłem tąż drogą, którą przybyłem. Schodziłem dobrą godzinę, teraz pod górę dwie godziny minęły, zanim dotarłem do wodospadu. W pobliżu skały leżał kij alpejski Holmsa, tuż koło tego