Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/176

Ta strona została uwierzytelniona.
– 172 –

miejsca, gdziem widział go raz ostatni. Napróżno atoli wołałem Holmsa, szukając go do koła: jedynie echo górskie odpowiadało na moje wołanie.
Widok kija wprost przeraził mnie. Znaczyło to, że nie poszedł do Rozenlaut. Stał na tej wązkiej ścieżce, tuż nad samą przepaścią, i tu go wróg spotkał. Chłopca również nigdzie nie było. Widocznie był przekupiony przez Moriarti’ego — i zostawił ich obu sam na sam. A co było potem? Kto rozwiąże, co się stało potem?
Parę minut stałem w odrętwieniu, przejęty grozą. Potem — o, ironio! — naśladując w takich razach Holmsa, starałem się za pomocą jego własnej metody odtworzyć scenę, jaka tu być mogła. Niestety! okazało się to nader trudnem. W ciągu całej naszej rozmowy nie dochodziliśmy do końca ścieżki; kij jego alpejski wskazywał, gdzieśmy się zatrzymali. Grunt w tem miejscu był bardzo miękki, nawet ptak zostawia na nim ślady. Dwie pary kroków prowadziły dalej tą ścieżką i nazad nie powracały. W odległości kilku yardów od brzegu przepaści, ziemia była zdeptana butami i poszarpana. Położyłem się na samym skraju otchłani i zajrzałem w głąb. Mrok już zapadał, widziałem tylko w dali pod sobą kłęby wody huczącej i nic więcej. Zawołałem — nie było odpowiedzi.