Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —

— Rad był bym, panie inspektorze, żeby pan ze mną powrócił, — rzekł, — chciałbym się jeszcze naradzić z panem co do paru rzeczy, a także co do tego, czy wykreślić mego konia z listy kandydatów do biegów.
— Rozumie się, że — nie! — rzekł Holms stanowczo, — nigdy bym tego nie robił.
Pułkownik skłonił się.
— Dziękuję panu bardzo za radę, sir, — rzekł, — czekamy na pana w domu biednego Strakera, gdy pan skończy przechadzkę; a wtedy pojedziemy wszyscy do Tawistoku.
To rzekłszy, skręcił wraz z inspektorem, ja zaś i Holms udaliśmy się na błota. Słońce już zapadało za stajnie Kepltońskie, blaskiem dogorywającym oświetlając pejzaż dokoła. Przyroda atoli nie istniała tym razem dla mego towarzysza. Szedł, pogrążony w głębokiej zadumie.
— Oto, o co chodzi, Watsonie! — rzekł nareszcie. — Porzućmy na chwilę pytanie, kto zabił Strakera, pomyślmy natomiast o tem, co się stało z koniem. Przypuśćmy, że w chwili zbrodni, czy po jej spełnieniu, koń się wyrwał i uciekł; gdzież wiec może być obecnie? Koń — zwierzę gromadne. Pozostawione swemu instynktowi, albo powróciło by do Kings Pajlendu, albo pociągnęło do Kepltownu. Dla czego wnosimy, że nie ma go na błotach? Bowiem do tej pory już był by go kto zobaczył. Dla czego