Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/40

Ta strona została uwierzytelniona.
— 36 —

po prostu, moje życzenia! Przeproszę jeszcze panów na chwilkę, ale muszę zadać kilka pytań służącej.
— Wyznam otwarcie, żem się rozczarował co do tej znakomitości londyńskiej, — rzekł pułkownik Ross, gdy Holms wyszedł z pokoju, — wiemy teraz akurat tyle, co bez niego.
— No, ale przecie przyrzekł panu, że koń pański będzie się ścigał we wtorek.
— Tak! przyrzekł, to prawda, — rzekł pułkownik głosem niechętnym, — ale swoją drogą, jabym wolał konia, niżli przyrzeczenie.
Już chciałem stanąć w obronie mego przyjaciela, gdy on sam wszedł do pokoju.
— No, panowie! — rzekł do nas, — jestem gotów do wyjazdu.
Gdybyśmy się sadowili w powozie, naraz Holmsowi błysnęło coś widać do głowy. Przywołał chłopca, który nam posługiwał, i zapytał go:
— Czy macie tu owce na folwarku?
— A jakże! są, panie!
— Kto ich dogląda?
— Ja, panie!
— Czy nic nadzwyczajnego nie zauważyłeś pośród nich ostatniemi czasy?
— Nic, panie! chyba — że trzy sztuki kuleją od niedawna.
Dostrzegłem, że Holms ogromnie ucieszył się tą wieścią: zatarł ręce i roześmiał się głośno.