Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/119

Ta strona została przepisana.

witawszy mnie przyjacielskim ruchem głowy — miałeś wiadomość od twojej ślicznej kuzynki?
— Nie, najjaśniejszy panie.
— Obawiam się, że poszukiwania jej na nic się nie zdadzą. Tem gorzej; gdyż jej poeta jest nieszkodliwy, podczas, gdy ten drugi, Toussac... Wreszcie, wszystko jedno, trzeba przykładu: Lesage umrze, jeżeli Toussac nie będzie dostawiony.
Zmrok zapadał. Constant ukazał się i zamierzał świece pozapalać; lecz cesarz kazał mu odejść.
— Przekonany jestem, panie de Laval — rzekł — że długi pobyt w Anglji przyzwyczaił cię do półświatła.
Po krótkiej pauzie, dodał:
— Ludzie tamtejsi muszą mieć w mózgu pełno mgły, sądząc z głupstw, jakie piszą w swoich dziennikach.
I naraz ruchem konwulsyjnym, zwykłym u niego przy wybuchu gniewu, porwał ze stołu dziennik londyński, podarł i rzucił go w ogień.
Papier się zajął, litery drukowane powiększyły się imię Napoleona zajaśniało kilka razy wielkie, czerwone; potem kawałki strawione ogniem rozwiały się i rozpadły przed kominkiem...
Cesarz odepchnął je nogą.
— Taki dziennikarz, co to jest za człowiek? — krzyknął głosem ostrym, gardłowym, który raz już mie zamieszał. — Osobistość jakaś obdarta, bez butów, bez rozumu, bez wykształcenia, która bazgrze piętnaście godzin na dobę, w zatęchłem biurze, w głębi podwórza. I to śmie mówić o cesarstwach, o monarchach, o pokoju i wojnach, o przewrotach europejskich!... Ah! dość już mam tej wolności prasy! Są tacy, którzy pragną gorąco, żebym ją zaprowadził w Paryżu... Ty, Talleyrand naprzykład... Otóż nie, nie, tego nie będzie!... Żaden dzidnnik nie jest potrzebny dla pomyślności kraju. Je-