Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/145

Ta strona została przepisana.

się nie troszczących, dwom przeznaczona była śmierć tragiczna.
O kilka kroków odemnie stał oparty o ścianę, mały człowieczek, z twarzą cierpiącą i biedną. Żal mi się zrobiło biedaka, podeszłem do niego i parę słów przemówiłem. Odpowiedział bardzo grzecznie, lesz szkaradnym francuskim językiem.
— Rozumie pan po angielsku? — zapytał — Nie mogę znaleść nikogo we Francji, coby znał ten język.
Odpowiedziałem, że wychowany w Anglji, umiałem tak samo po angielsku, jak po francusku.
— Lecz zapewne pan nie jesteś Anglikiem, — dodałem gdyż obecnie nasi sąsiedzi z poza la Manche, nie odważyliby się pokazać w salonach cesarza.
— Nie, jestem Amerykaninem. Nazywam się Robert Fulton. Przyszedłem na przyjęcie cesarskie, ponieważ to jedyny sposób przypomnienia się jego cesarskiej mości. Przedstawiłem mu kilka moich wynalazków, tych, które odnoszą się do żeglugi i które prędzej czy później, mam nadzieję, przeeistoczą ją zupełnie.
Nie będąc czem innem zajęty, słuchałem mowy tego oryginalnego Amerykanina, który w ciągu kilkunastu minut przedstawił mi plan jak można sobie wyobrazić najdziwaczniejszy. Przekonany byłem, że mam do czynienia z warjatem.
Powziął myśl zmudowania okrętu, zdolnego iść przeciw wiatrom i przeciw fali, za pomocą pary.
Wyłożył mi także cały system pływających beczek z prochem, które przez samo zetknięcie się, wysadzą w powietrze największy okręt.
Od tego czasu myślałem częto o nieszęśliwym Fultonie i mówiłem sobie zawsze, że żaden ze zgromadzonych tego wieczoru w Pontde-Briques — nawet cesarz — nie wpłynął tyle co on, na historję całego świata.