Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/24

Ta strona została przepisana.


Meble składały się z kulawego stołu, trzech dużych skrzyń zamiast siedzeń zapewne i z kupy starych sieci rybackich, wydających wstrętną woń zepsutej ryby i błota.
W jednym kącie zauważyłem czwartą skrzynię rozbitą i siekierę; wyjaśniło mi to skąd młody człowiek dostarczał sobie drzewa dla podtrzymania ognią.
Lecz co moją uwagę zwracało najwięcej, to stojący na stole obok książki i lampy koszyk, a w nim wspaniała szynka, duży bochenek chleba i butelka.
Jeżeli mój towarzysz okazał się zrazu niełaskawym, wyznaję, że nagradzał teraz swoje wybryki przesadną uprzejmością, jaką mniej jeszcze rozumiałem, niż złe początkowe przyjęcie.
Rozwodząc się nad smutnym moim stanem po przebyciu trzęsawiska, dokończył rąbać skrzyni napoczętej i wrzucił kilka desek na ogień. Następnie prosił, żebym usiadł; podał mi kawał chleba z szynką, nalał wódki w szklankę. Pochłaniałem to, co mi dał, nie przestając go obserwować.
Wydał mi się piękniejszym jeszcze, niż na pierwsze spojrzenie. Oczy miał czarne, aksamitne, bardzo słodkie, ocienione długiemi rzęsami, zagiętemi w górę przy brzegu; tylko, jak już mówiłem, usta kłam zadawały oczom, zdrapały tajny niepokój, przymus jakiś, niepewność, a uśmiech przelotny miał wyraz fałszywy, zły prawie.
Czułem, iż bada mnie, waży najmniej znaczące moje słowa; to też miałem się na ostrożności i odpowiadałem wymijająco na jego zapytania.
Wysilał się, chcąc dociec, jakie sprawy sprowadziły mnie w te strony.
— Ah! zaręczam panu — rzekł tonem poufnym — iż ciężko jest uczciwym kupcom, jak ja i moi koledzy, otrzymywać towary tylko przez wchodzenie w zażyłość z nędznymi przemytnikami!... Dopóki cesarz, którego niech Bóg zachowa, nie postanowi w swojej wysokiej mądrości wolnej wymiany