Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/30

Ta strona została przepisana.

Obok niego siedział na skrzyni mężczyzna, mogący mieć około lat pięćdziesięciu, z twarzą wychudzoną, koloru łupiny orzecha, z oczyma zapadłem i i wązkiemi wargami. Ubrany był w suknie koloru tabaczkowego, spodnie miał spięte pod kolanami na sprzączki stalowe i nogi w pończochach, chude bajecznie.
Wpatrzył się we mnie w sposób wcale nie zachęcający. Lecz najwięcej przerażał mnie Toussac.
Wystawcie sobie kolosa, bezkształtnego prawie przez nadmierne rozwinięcie muskułów, z nogami grubemi, połąkowatemi, jak u szympansa, ramiona bardzo długie, zakończone rękami kosmatemi, podobnemi do łap strasznych, twarz zakryta do oczu zarostem gęstym i pokudłanym.
Włosy spadały mu na czoło, rzucając cień na spojrzenie dzikie.
Jeżeli dwóch pierwszych składało sąd, to ten z pewnością spełniał funkcje kata.
— Skąd przyszedł? Kto on jest? Jakim sposobem odkrył nasze schronienie? — pytał mężczyzna w ubraniu tabaczkowem.
— Kiedy zobaczyłem go przez szyby — odpowiedział Lesage, myślałem, że to wy... Bo rzeczywiście, któżby inny ośmielił się tu przyjść? Widząc że się omyliłem, zamknąłem mu drzwi przed nosem i pospieszyłem schować papiery w kominie. Na nieszczęście zapomniałem zupełnie, że łatwo mu przyjdzie szpiegować mnie przez szparę we drzwiach, a głównie przez dziurę przy zawiasach. Wyszedłszy dla wskazania mu drogi, spostrzegłem tę dziurę. Zaraz też tknęło mnie, że on podglądał i że nie omieszka rozpowiedzieć wszędzie tego, co traf mu odkrył. Przywołałem go więc z powrotem, wprowadziłem do izby; próbowałem wybadać, jakie są jego sprawy i obrachowywałem jednocześnie, w jaki sposób pozbyć się natręta.