Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/41

Ta strona została przepisana.

zapomniałem o jego chytrości, tchórzostwie, a nawet o zaciekłości, z jak domagał się mojej śmierci.
Nie mogąc znieść tego dłużej, wyszedłem z szafy i stanąłem pomiędzy starym i jego ofiarą.
W tej chwili odwrócił naszą uwagę szmer głosów pomieszanych i szczęk szabel.
— „W imieniu cesarza!“ — rozległ się głos.
I drzwi rozwarły się z łoskotem.
Wicher wpadł do izby. Wśród ulewnego deszczu dojrzałem oddział konnicy; niewyraźne kształty pióropuszów i płaszczów, szarpanych wiatrem; lecz ci, którzy się zbliżyli w krąg światła lampy, przedstawili się wzniosle i rycersko.
Byli to dwaj żołnierze w huzarskich mundurach, którzy trzymali konie za uzdy, a pomiędzy nimi oficer w butach do kolan, w niebieskim mundurze ze srebrnemi galonami.
Ten ostatni bardzo piękny mężczyzna, o cerze bladej, czarnych oczach, z długimi wąsami. Mundur przypadał mu doskonale, uwydatniając postawę smukłą i silną. Podziwiałem sposób, w jaki odrzucił płaszcz na ramię, a także wdzięk, z jakim wsparł rękę na rękości szabli. Przebiegł oczyma izbę zrujnowaną, zakopconą, ziemię krwią zbroczoną i zatrzymał je w końcu na tych, którzy byli zgromadzeni.
— A więc? — odezwał się chłodno.
Stary wsunął pistolet do kieszeni.
— Oto jest Lucjan Lesage — rzekł, wskazując młodego człowieka, leżącego na ziemi.
— Śliczny spiskowiec!... — zauważył oficer. — No, podnieś się, głupcze!... Gerardzie, tobie powierzam więźnia, zaprowadzisz go do obozu.
Młody podoficer wszedł do izby i z pomocą dwóch żołnierzy, wyniósł biednego Lesage’a na pół żywego ze strachu.
— A gdzie drugi, ten, którego nazywają Toussac?
— Zabił psa i uciekł. Lesage byłby to samo zrobił, gdybym mu nie przeszkodził. To też, po co było spuszczać psa?...