Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/80

Ta strona została przepisana.

de-Briques, lub dowódcy różnych oddziałów armji, na narady i po rozkazy.
Przybyliśmy przed namiot widziany z wysokości wzgórz piaszczystych. Służył on za przedpokój do sali obrad i prywatnego apartamentu cesarza, składającego się tylko z pokoju sypialnego i z biura.
Silny oddział grenadjerów trzymał wartę, z bagnetami zatkniętemi na fuzjach.
Zeskoczyliśmy z koni.
Zbliżył się oficer służbowy, zapytał o nazwisko i odszedł.
Powrócił za chwilę w towarzystwie generała Duroc, człowieka czterdziestoletniego, suchego, o twarzy surowej i spojrzeniu podejrzliwem.
— Pan de Laval? — odezwał się do mnie z miną kwaśną.
Ukłoniłem się po wojskowemu.
— Poruczniku, potrzebujemy ciebie — dodał zwracając się do Gérarda.
— Przebacz, generale, ale jestem osobiście odpowiedzialny za pana de Laval...
— Wejdź zatem.
Weszliśmy do namiotu. Pełen był oficerów różnej broni i różnych stopni.
Mundury oficerów marynarki wyglądały jak ciemne plamy pośród mundurów błyszczących złotym i haftami.
Wielu siedziało na ławkach pod ścianami płóciennemi, lecz po większej części stali, rozmawiali głosem przyciszonym i gestykulowali.
W końcu przedpokoju były drzwi do sali obrad.
Od czasu do czasu jakiś adjutant pukał lekko do tych drzwi, które otwierały się zaraz, wpuszczały go i zamykały bez szelestu.
Jakaś tajemniczość unosiła się ponad tem zgromadze-