Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/81

Ta strona została przepisana.

niem, jakby obawa pełna szacunku, czy niepokój, który wybijał się na twarzach i cień troski rzucał na czoła.
— Nie potrzebujesz się pan niczego obawiać — rzekł do mnie młody mój towarzysz — będziesz dobrze przyjęty,
— Skąd pan to wnosi?
— Z przyjęcia generała Duroc. Na tym djabelskim dworze, jeżeli cesarz się uśmiechnie, wszyscy się do pana uśmiechają, aż do prostego lokaja; lecz, na wszystkich szatanów! niech cesarz się zmarszczy, wszyscy się na pana krzywią, do ostatnie pomywacza. A co najnieznośniejsze, że nigdy się nie wie, za co się dostało uśmiech lub zmarszczenie czoła. To też wolę być skromnym porucznikiem, bez grosza w kieszeni, szarżować na nieprzyjaciela na czele mojego eskadronu, czuć pod sobą dobrego konia, słuchać brzęku szabli o ostrogi, niż posiadać pałac pana Taileyrand’a z jego stoma tysiącami liwrów dochodu.
Czy sprawdzi się przewidywanie porucznika Gérarda?...Cesarz przyjmie mnie w sposób nieobrażający?... Czyż nie byłem dla niego atomem niedojrzanym w tem nagromadzeniu ministrów, dyplomatów wojskowych, a wszystko ludzi talentu lub zasługi?... Czem mogłem wyróżnić się z tłumu? W dodatku, jak ja się zachowam w obliczu tego władcy, który podbijał narody i dla którego najgroźniejsza armja w Europie była tylko narzędziem polityki i ambicji?...
Podczas kiedy zastanawiałem się nad tem wszystkiem, młody człowiek w eleganckim mundurze zbliżył się do mnie. Pomimo, że bardzo się zmienił, poznałem go od razu: był to generał Savary.
— A co, panie de Laval — rzekł, ściskając mnie za rękę — ten łotr Toussac umknął... Nie mamy szczęścia, co?... Chodziło o ujęcie go, gdyż ten drugi, Lesage, jest tylko marzycielem, utopistą, niezdolnym zupełnie do żadnej sprawy serjo. Nie traćmy jednak nadziei, że i tamtego pochwycimy.