Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/83

Ta strona została przepisana.

tego czasu! Czasy nie jesteś pan krewnym kardynała de Montmorency-Laval?
— Tak.
— Był to jeden z moich dobrych przyjciół. Powiedziano mi, iż przybyłeś pan ofiarować swoje usługi cesarzowi; czy to prawda?
— Tak, w tym zamiarze opuściłem Anglję...
— Zdaje się, że przy wylądowaniu spotkała pana niezwykła przygoda... Opowiadano o jakiejś historji ze szpiegiem, z Jakóbinami, w jakiejś chacie... Otóż to panu dało poznać niebezpieczeństwa, na jakie cesarz jest ciągle wystawiony. Pragnę, żeby to pana gorliwość rozpaliło. Lecz gdzież jest wuj pański, pan Bernac?...
— W zamku de Grosbois.
— Czy pan jesteś z nim w przyjaznych stosunkach?
— Widziałem go wczoraj po raz pierwszy.
— To człowiek bardzo użyteczny cesarzowi... do niektórych spraw... lecz...
Pochyhł się i szepnął mi do ucha:
— Znajdziemy panu przyjemniejsze zajęcie.
I oddalił się, pożegnawszy mnie przyjaznym ruchem ręki.
— Mój drogi — odezwał się Gérard — cesarz gotów zrobić cię odrazu marszałkiem Francji.
Nie mogłem się wstrzymać od śmiechu.
— No, ja nie żartuję — ciągnął Gérard z przekonaniem. — Pan de Talleyrad nie obdarza łatwo uśmiechem i ukłonem... Uważa on zawsze, z której strony wiatr wieje... Powiedzno pan, mogęż liczyć na ciebie w otrzymaniu rangi kapitana, podczas kampanji angielskiej?... Ah! — zawołał nagle. — Rada już skończona.
Drzwi w głębi rozwarły się naoścież; cały zastęp oficerów wszedł do sali. Wielu z nich miało mundury niebieskie z galonami i na kołnierzach liście dębowe, co oznaczało marszałków cesarstwa.