Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/92

Ta strona została przepisana.

na siodle, przedewszystkiem jak wpadnie w zwykłe zamyślenie; to też byłoby wielką nieprzezornością dać mu konia źle wytresowanego. Widzi pan tego młodego człowieka, śpiącego przed namiotem?
— Widzę.
— Niktby się nie domyślił, że i on w tej chwili pracuje dla cesarza.
— Nie; w każdym razie służba jego jest łatwą — zrobiłem uwagę.
— Niestety! chciałbym, żeby wszystkie takie były! — westchnął sakretarz. — Otóż ten chłopiec nazywa się Józef Linden, a nogę ma zupełnie taką samą jak cesarz. Obowiązek jego zależy na noszeniu przez trzy dni nowych butów cesarza... Trzewiki, które ma obecnie, są jego cesarskiej mości... Spojrzyj pan, sprzączki złote... Ach! panie de Caulincourt!.. Zjesz z nami objad, prawda?..
Pan de Colincourt powitał nas uprzejmie. Był to człowiek pięknej postaw y, lecz trochę wymuszony.
— Szczęśliwe spotkanie, kochany de Méneval! — zawołał. — Nie często spacerujesz! Moje zadanie, jako szefa domu cesarskiego, nie jest łatwe bezwątpienia, lecz zdaje się że pan jeszcze więcej masz zajęcia... Czy zdążymy zjeść objad przed powrotem jego cesarskiej mości?
— Tak, tak; wejdźcie panowie do mojego namiotu, wszystko gotowe... Stąd będę widzieć przybywającego cesarza i będę mógł stanąć w głównej kwaterze wpierw, niż on... Panie de Laval, wybacz, przyjmuję cię jak w obozie.
Umierałem z głodu i nie dając się prosić, pochłonąłem trzy kotlety, masę kartofli smażonych i ogromną porcję sałaty. Nie trzeba dodawać, iż wszystko wydało mi się przewyborne.
Dobry apetyt nie przeszkadzał mi jednak słuchać rozmowy mojego gospodarza z panem de Colincourt. Dziwiłem się, z jaką szczerością ten ostatni wyrażał się o cesarzu i jego polityce.