Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 04 - Ukryty klejnot.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Ktoby pomyślał, że tak piękne cacko może być werbownikiem galer i więzienia? Teraz zamknę go do opancerzonej kasetki i napiszę do hrabiny, że kamień jej jest w moim ręku.
— Czy sądzisz, że Horner jest niewinny?
— Tego nie wiem.
— A czy myślisz, że Henryk Baker ma jaki związek z tą sprawą?
— Uważam go za całkiem niewinnego. Ani na chwilę nie przypuszczał on, jaką wartość ma jego gęś, wartość o wiele większą od tej, jaką by miała, gdyby była cała ze złota. Stwierdzę to w sposób zupełnie prosty, kiedy otrzymamy odpowiedź na nasze ogłoszenie.
— A przedtem nic nie zamierzasz robić?
— Nic.
— W takim razie udam się do swoich pacyentów; powrócę jednak w godzinie, którąś wyznaczył, bo chcę wiedzieć, jak się rozstrzygnie ta zawikłana sprawa.
— Będzie mi bardzo przyjemnie ujrzeć cię znowu. Obiad będzie o siódmej. Zdaje mi się, że będzie bażant. Jak sądzisz, czy nie powinienem kazać kucharce dobrze zbadać jego grdyki. Może znowu znajdzie jaki klejnot...
Spóźniłem się nieco i było już wpół do szóstej, kiedy znowu się znalazłem na Baker Street. Kiedym się zbliżał, ujrzałem w blasku latarni koło drzwi człowieka dość wysokiego, ubranego w czapeczkę szkocką, w paltocie zapiętym pod szyję. Stał on i czekał. Drzwi się otwarły i weszliśmy jednocześnie do pokoju Holmesa, który natychmiast wstał z fotelu i uprzejmie powitał gościa.
— Jesteś pan, jak sądzę, panem Henrykiem Bakerem — rzekł z naturalną prostotą i wesołością, w której celował. Zajmij pan miejsce w pobliżu kominka, panie Baker. Zimno jest, a pan nie jesteś zbyt ciepło ubrany. A, Watsonie, w sam czas przychodzisz. Czy to pański kapelusz, panie Baker?
— Tak, panie, to mój kapelusz.