Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 07 - Odcięty palec.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rodzajem rzeźniczej siekiery.
— Zapewne jakiś nieszczęśliwy wypadek?
— O, wcale nie.
— Na miłość boską, a więc to napad morderczy?
— Zgadłeś pan.
— Ależ to okropne.
Wymyłem ranę i założyłem antyseptyczny bandaż. Nie zmrużył oka, od chwili do chwili tylko zagryzał wargi.
— Jakże się pan teraz czuje? — spytałem po ukończeniu roboty.
— Doskonale. Pański koniak i opatrunek przyprowadziły mnie całkowicie do równowagi. Byłem bez sił zupełnie, ale bo też niemało przeszedłem.
— Lepiej może, abyś pan o tem nie mówił teraz. To pana zapewne przejmuje bardzo.
— Teraz już nie. Muszę jaknajprędzej zawiadomić o tem policyę, gdyby jednak rana moja nie była wyraźnym dowodem, niezawodnie opowiadanie moje nie znalazłoby tam wiary, tembardziej, że niemal żadnych stanowczych nie mogę na jego poparcie przytoczyć wskazówek.
— Oho, — zawołałem, jeżeli to historya cokolwiek zagadkowej natury i wymaga dopiero wyjaśnienia, to w takim razie uczyniłbyś pan lepiej, gdybyś pierwej zasięgnął rady mego przyjaciela Szerloka Holmsa, zanim się udasz do policyi.
— O tym panu już słyszałem, — ozwał się mój pacyent, — i radbym bardzo oddać w jego ręce moją sprawę, jakkolwiek i policya oczywiście musi również być zawiadomioną. Może pan byłbyś tak dobrym dać mi kilka słów polecających do niego.
— Uważam, że lepiej będzie, jeśli pana sam tam zawiozę.
— Byłbym panu za to bardzo wdzięczny.
— Zaraz poślemy po powóz, w takim razie przybędziemy w samą