Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 08 - Pięć pestek z pomarańczy.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

dużo wódki, palił namiętnie, a życie prowadził regularne jak w zegarku. Do mnie chyba tylko jednego nie czuł wyraźnej niechęci, zdawało się nawet, że jakaś zapomniana struna serca poruszyła się w nim na mój widok, jako drobnego, dwunastoletniego chłopca. Po długich pertraktacyach z ojcem zabrał mnie ze sobą i odtąd mieszkałem z nim aż do samej jego śmierci. Stryj lubił mnie na swój sposób i jak umiał okazywał mi uczucia swoje, grając ze mną w chwilach dobrego humoru w karty lub szachy.
Wzamian za to musiałem mu załatwiać wszelkie interesy: wydawać służbie rozkazy i rządzić w domu samowładnie. Miałem wtedy lat szesnaście.
Wszystkie klucze były w mojem ręku z wyjątkiem jednego od niewielkiego pokoju na górze, do którego wstęp był komukolwiek surowo wzbroniony. Z dziecinną ciekawością zaglądałem nieraz przez dziurkę od klucza do owego tajemniczego przybytku, lecz nic dojrzeć nie mogłem, prócz starego kufra i kilku węzełków, które tam przechowywał widocznie.
Pewnego dnia w marcu położyłem przed nakryciem stryja list z marką zagraniczną. Był to wypadek nadzwyczajny, gdyż stryj nie korespondował z nikim, a rachunki swoje załatwiał odrazu gotówką.
— Co to jest? — zapytał stryj, siadając do stołu i biorąc kopertę do ręki. — Z Indyi, z Pondiszery? Ciekawym od kogo?
Rozerwał kopertę i pięć suchych pestek z pomarańczy wypadło z niej na jego talerz. Roześmiałem się na tak oryginalną zawartość niezwykłego listu, lecz kiedy spojrzałem na stryja, śmiech zamarł mi na ustach. Twarz miał powleczoną szarą jakąś bladością, wargi kurczowo zaciśnięte, a oczy w dzikiem przerażeniu wpatrywały się w tajemniczą kopertę, która wypadła mu z drżącej ręki i leżała teraz na talerzu, przykrywając owe pięć pestek.