Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 10 - Klub rudowłosych.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

co ja mu płacę. Zresztą, jeżeli był z propozycyi mojej zadowolony, to chyba nie moją rzeczą było wbijać go w ambicyę.
— Rzeczywiście ma pan racyę, powinien się też pan czuć szczęśliwym, posiadając tak znakomitego współpracownika, poprzestającego na skromnych warunkach. To rzecz rzadka pomiędzy urzędnikami w tym wieku i nie wiem, co więcej podziwiać, czy pańską propozycyę, czy też urzędnika pańskiego.
— Ależ, Boże drogi, posiada on swoje wady — przerwał Wilson — nie dostrzegłem np. u nikogo dotąd takiej namiętności do fotografowania, jak u niego. W godzinach, w których powinien pracować, spuszcza on się do piwnicy, jak królik, który się zakopuje w norze, byle tylko mógł rozłożyć swoje aparaty. To jest błąd jego główny, pozatem jednak jest to doskonały pracownik, nie posiadający żadnej wady.
— Sadzę, że on dotąd u pana jeszcze pracuje?
— Tak jest panie, i poza nim nie mam nikogo więcej, jak tylko chłopca ulicznika, około lat 14-tu, który zajmuje się także trochę kuchnią i oczyszcza mieszkanie. Sam jestem wdowcem i nie mam żadnych krewnych. We trójkę żyjemy sobie bardzo spokojnie, nie wydajemy więcej nad to, co zarabiamy, i płacimy nasze zobowiązania. Dopiero też pierwszym wypadkiem, który zakłócił monotonię naszego życia, stało się to ogłoszenie w pismach. Spaulding przyszedł do biura, a muszę tutaj zaznaczyć, że jest człowiekiem nadzwyczajnie punktualnym i codziennie o godzinie 8-ej zjawia się już na miejscu, trzymał w ręku to pismo i zawołał: „Jakież to nieszczęście, panie Wilson, że nie jestem rudy“. „Dlaczegóż to“? — zapytałem. „Dlaczego“? — odpowiedział. — Oto dlatego, że jest znakomite miejsce do objęcia, ale każdy kandydat musi być koniecznie rudy. Ładną rentę otrzymywać będzie ten, komu ta posada się dostanie, zdaje mi się jednak, że w tem stowarzyszeniu więcej musi być tego rodzaju posad, zarządzający bowiem nie wiedzą sami, co robić z pieniędzmi. Gdybym mógł zmienić kolor swoich włosów, to mógłbym teraz używać życia, jak robak w serze.
— Sam nie wiedziałem, co ma oznaczać to całe opowiadanie — ciągnął dalej Wilson — niech pan bowiem zważy, że jestem człowiekiem spokojnym i domatorem. A tu tymczasem same na mnie zwaliły się różne przygody. Nie lubię w niczem być krępowany, czasami też tygodnie całe mijają i nie wychodzę po za próg mojego mieszkania. Nic mnie nie obchodzi, co się dzieje po za moim światem; wobec tego nowina, przyniesiona mi rano przez