Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 11 - Lekarz i jego pacyent.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

i Lannera, gdyż do tego czasu potrafię chyba wyjaśnić resztę ciemnych punktów tej sprawy.
Obaj panowie stawili się punktualnie o naznaczonej godzinie, lecz czekaliśmy jeszcze ze trzy kwadranse, zanim Holmes zjawił się przed nami. Już zdaleka po jego minie poznałem, że jego przedsięwzięcie powieść mu się musiało.
— Co nowego, Lannerze? — zawołał od progu.
— Mamy służącego! — odpowiedział z tryumfem policyant.
— A ja mam resztę, odrzekł skromnie Holmes.
— Co?! schwytani! — krzyknęliśmy zdziwieni.
— Nie jeszcze, ale wiemy, kto są, a to najważniejsze. Twój Blessington, doktorze, był to ptaszek doskonale policyi znany, ale i jego godni mordercy również. Nazwiska ich brzmią: Biddle, Hayward i Moffat.
— Banda, która okradła bank Worthingdona! — wykrzyknął Lanner zdumiony.
— Tak jest, — potwierdził Holmes z uśmiechem.
W takim razie Blessington byłby czwartym wspólnikiem Suttonem?
— Naturalnie.
— Teraz już wszystko rozumiem! wołał zachwycony Lanner.
Doktór jednak i ja niceśmy nie rozumieli i patrzyliśmy na siebie w niemem zdumieniu.
— Słyszeliście zapewne, — zwrócił się ku nam Holmes, — o wielkiej kradzieży z włamaniem w banku Worthingdona; pięciu łotrów należało wtedy do sprawy, — tych czterech i piąty, nazwiskiem Cartwright. Woźny banku Tobin został wtedy zamordowany, a łotrzy uciekli z siedmioma tysiącami funtów. Po pewnym czasie schwytano ich na jakimś drobiazgu, lecz do poprzedniej zbrodni przyznać się nie chcieli, a dowodów nie było żadnych, prócz moralnego przekonania. Sąd nie wiedział już, co czynić, gdy dla ocalenia siebie Blessington, a raczej Sutton zdradził swoich byłych wspólników. Na zasadzie jego zeznań Cartwright poszedł na szubienicę, a trzej pozostali skazani zostali na piętnaście lat ciężkich robót, przed paroma tygodniami otrzy-