Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co do tej sprawy nie informowałem się jeszcze dotąd, chciej mi pan wierzyć.
— Oczywiście. Przypuszczałem to. Czy dzień przed ślubem przepędziłeś pan w towarzystwie narzeczonej?
— Ależ naturalnie.
— Czy młoda dama była w wesołem usposobieniu?
— Nigdy nie widziałem jej tak wesołą. Nieustannie tworzyła najrozmaitsze plany na przyszłość.
— To bardzo ciekawe. No, a jakże się zachowywała w sam dzień ślubu.
— Była również bardzo wesoła. Przynajmniej aż do chwili uroczystości kościelnej.
— Czy wówczas zauważyłeś pan jaką zmianę w jej usposobieniu?
— Jeżeli mam powiedzieć zupełną prawdę, to wtedy po raz pierwszy przekonałem się, że umie być trochę gwałtowna. Zresztą samo zajście było tak mało znaczące, że szkoda tracić słów, aby o niem mówić. A przytem nie odnosi się ono do samego wypadku.
— O proszę bardzo, niech pan będzie łaskaw mimo to opowiedzieć je. Nie spieszy mi się wcale.
— Właściwie było to dzieciństwo. Kiedy wracaliśmy od ołtarza, upadł jej bukiet ślubny. Przechodziła właśnie około pierwszego rzędu krzeseł, tak więc bukiet upadł do środka rzeź-