Izaak Whitney, brat nieboszczyka Eliasza Whitneya, doktora Teologii i rektora seminaryum predykantów w St. Georgen, był namiętnym palaczem opium. O ile mi wiadomo, popadł w ten nałóg przez naiwną lekkomyślność, będąc jeszcze w szkole. Czytał wówczas książkę de Quinceya opisującą sny i marzenia palacza opium, więc napoił sobie tytoń tynkturą opium, aby dojść do tych samych rezultatów. Przy tem stało się z nim to samo, co już z tylu innymi: dowiedział się, że o wiele łatwiej przyzwyczaić się do czegoś, niż potem przyzwyczajenia zaniechać. W ten sposób całe lata był niewolnikiem tej trucizny, a dla rodziny i przyjaciół przedmiotem wstrętu lub litości.
Mam go jeszcze przed oczyma, jak siedzi w fotelu, z twarzą żółtą i nabrzmiałą, z obwisłemi powiekami i źrenicą zmniejszoną tak, że wyglądała jak główka od szpilki. Ruina człowieka!
Było to w czerwcu r. 1889. Pewnego wieczora,