Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/231

Ta strona została skorygowana.

Wkrótce przekonałem się, że i dzisiaj przygotowywał się do posiedzenia nocnego. Zdjąwszy surdut i kamizelkę, otulił się w niebieski szlafrok i zaczął, chodząc po pokoju, polować na poduszki, które pozbierał z łóżka, foteli i sofy. Z tego materyału zbudował sobie rodzaj otomany i usiadł na niej z podwiniętymi nogami, mając przed sobą paczkę tytoniu i zapałki. Przy bladem świetle niewielkiej lampy widziałem go siedzącego w ten sposób, z oczyma napozór błędnie wlepionymi w sufit, ze starą fajką glinianą w ustach, otoczonego błękitnemi chmurami dymu. Milczał, nie poruszał się prawie zupełnie. Tak siedział dalej, gdy mnie już oczy się kleiły i w tej samej pozycyi ujrzałem go, gdy zbudziło mnie słońce, zaglądające do pokoju. Fajkę miał dalej w ustach i dym z niej wił się dalej w powietrzu. Tylko z paczki tytoniu nie pozostało ani okruszyny.
— Wytrzeźwiłeś się? — spytał.
— Jak widzisz. — odparłem na wpół senny.
— Możesz ze mną pojechać?
— Naturalnie. — W jednej chwili otrzeźwiłem się zupełnie.
— W takim razie ubieraj się. Wszyscy śpią, lecz wiem, gdzie śpi parobek, chłopak stajenny, a mały wózek to wydostaniemy już sobie sami.
Mówiąc to, śmiał się po cichu, a oczy mu błyszczały. Zdawało się, że to inny człowiek.