Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/114

Ta strona została przepisana.

rej nawet koran nie był zdolny ująć w karby. Dowódcą nowoprzybyłych był ascetyczny starzec z siwą brodą i orlim nosem, szorstki w mowie i żołnierski w ruchach. Dragoman stęknął na jego widok i klasnął w ręce z wyrazem człowieka, który widzi, że klęska piętrzy się na klęsce.
„Emir Abderrahman!“ — rzekł — „boję się, że teraz już nie staniemy żywi w Chartumie.“
Imię to nic nie mówiło nikomu, jeden tylko pułkownik słyszał o emirze, jako o potworze okrucieństwa i fanatyzmu, nieprzejednanym muzułmaninie wojującego i nawracającego typu, który nigdy nie wahał się jeśli chodziło o doprowadzenie drapieżnych zasad koranu do ostatecznych konsekwencji. Rozmawiał teraz poważnie z emirem Wad Ibrahimem. Wielbłądy ich klęczały obok siebie, a ich czerwone turbany były ku sobie nachylone tak, że czarna broda zlewała się z siwą. Potem odwrócili się obaj i długo, uparcie przyglądali się nieszczęsnej gromadce jeńców. Młodszy pokazywał i tłomaczył, starszy słuchał z surową, przygasłą twarzą.
„Kto jest ten przystojny starzec z siwą brodą?“ — zapytała panna Adams, pierwsza budząc się z gorzkiego rozczarowania.