Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/230

Ta strona została przepisana.

Przez chwilę wszyscy siedzieli w zamyśleniu, tymczasem szkarłatne pręgi na wodzie pociemniały w karmin, szare cienie pogłębiły się i dzika kaczka przeleciała ciemnym zygzakiem nad metaliczną falą cichopłynnego Nilu. Chłodny powiew zerwał się od wschodu i część towarzystwa zbierała się do odejścia. Stephens nachylił się ku Sadie.
„Pamięta pani, co pani postanowiła na pustyni?“
„Co takiego“.
„Że jeżeli wyjdzie pani cało, postara się pani kogoś uszczęśliwić“.
„W takim razie to zrobię“.
„Już to pani zrobiła“ — odpowiedział i ręce ich złączyły się w cieniu stolika.