Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/101

Ta strona została przepisana.

bijała dziwnie od błyszczących świetnie mundurów oficerskich. Na twarzy jego jednak widniał rozum, energja i pewność siebie. Wszyscy obecni pochylili się z szacunkiem i usunęli się przed nim na bok, by mu zrobić miejsce.
— Pan Ludwik de Laval? — zapytał, stojąc przedemną i mierząc mnie swemi zimnemi, siwemi oczyma od stóp do głowy.
Złożyłem mu ukłon nieco chłodny, albowiem podzielałem wstręt mego ojca przeciw temu księdzu renegatowi i politykowi wiarołomnemu, przeciw temu szlachcicowi, który się łączył z królobójcami.
Był jednak tak uprzejmy i dobroduszny, że nie mogłem się oprzeć jego urokowi.
— Znałem bardzo dobrze pańskiego krewnego, Rohana — rzekł. — Bawiliśmy się razem dziećmi i byliśmy obaj wielkimi urwiszami, wtedy, gdy jeszcze życie na tym świecie było weselsze, aniżeli dzisiaj. Także z pańskim stryjem, kardynałem de Laval, jestem bardzo blisko zaprzyjaźniony. Pan chcesz zatem ofiarować cesarzowi swoje usługi?
— W tym właśnie celu wróciłem z Anglji do kraju.
— A zaraz po pańskim powrocie spotkała pana niemiła przygoda. Doniesiono mi o wszystkiem. Teraz, gdy pan znasz niebezpieczeństwa, na jakie cesarz jest ze wszystkich stron narażony, będziesz pan tem gorliwszy w służbie. Gdzie jest obecnie wuj pański, pan Karol Bernac?
— Przebywa na zamku Grobois.
— Czy zna go pan bliżej?
— Dopiero wczoraj widziałem go po raz pierwszy.
— To człowiek bardzo użyteczny cesarzowi do pewnych spraw. Wyświadczył mu różne usługi... ale...