Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/108

Ta strona została przepisana.

— Jakto? Pan śmiesz jeszcze ze mną się sprzeczać?
— Słuszność jest po mojej stronie.
W sali zapanowała cisza grobowa, możnaby słyszeć muchę przelatującą. Wszyscy obecni, w niewypowiedzionej trwodze, wstrzymywali oddech. Cesarz pozieleniał na twarzy, która była zupełnie zmieniona, żyły mu na czole wystąpiły, wyglądał jak epileptyk.
Z podniesioną w górę szpicrutą przystąpił do admirała.
— Nędzniku! — wykrzyknął. A następnie wycedził przez zęby włoskie słowo „Coglione“.
Wogóle, w miarę, jak w cesarzu gniew brał górę, jego francuszczyzna brzmiała z cudzoziemska.
Szpicruta lada chwila mogła spaść na twarz marynarza. Bruix cofnął się o krok wstecz i kładąc rękę na rękojeści szpady, zawołał;
— Najjaśniejszy panie, strzeż się!
Naprężenie doszło do najwyższego stopnia. Wreszcie spuścił Napoleon szpicrózgę powoli i uderzył się nią po nogach.
— Wiceadmirale Magon! — zawołał. — Obejmie pan dowództwo nad flotą. A pan, admirale Bruix, masz opuścić Boulogne w przeciągu dwudziestu czterech godzin i udać się do Holandji. Gdzie jest porucznik Gérard z pułku huzarów Berchény?
Towarzysz mój przystąpił, trzymając rękę przy kasku.
— Jestem tutaj, najjaśniejszy panie.
— Dobrze, możesz pan odejść.
Porucznik zasalutował, odwrócił się i wyszedł, dzwoniąc ostrogami. Cesarz zaś zwrócił się ku mnie i spojrzał mi w twarz badawczo. Wtedy dopiero zrozumiałem, co znaczy frazes o przenikliwem spojrzeniu