Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/115

Ta strona została przepisana.

potrzebujemy sobie łamać głowy nad jego postępowaniem: on myśli za nas wszystkich.
— Myśli za wiele — rzekł Caulaincourt poważnie — tak wiele, że my wszyscy oduczamy się myśleć. Pan wiesz, co ja mam na myśli, panie de Méneval. Pan znasz stosunki na dworze tak dobrze, jak ja.
— Całkiem słusznie — odpowiedział sekretarz. — Cesarz nie zachęca swego otoczenia wcale do samodzielnego myślenia, nie popiera inicjatywy. Słyszałem z własnych ust jego, że od swoich podwładnych żąda przedewszystkiem miernoty; piękny to dla nas komplement, którzy mamy zaszczyt zostawać w jego służbie.
— Najlepszy dowód rozumu na jego dworze daje ten, kto najskuteczniej udaje głupca — dodał Caulaincourt z goryczą.
— A przecież są tu w obozie wybitne indywidualności — zauważyłem.
— Zostają tu jednak tylko dlatego, ponieważ umieją ukrywać swój rozum. Ministrowie jego ją pisarzami, generałowie wyższymi adjutantami. Są to jedynie organy wykonawcze cesarza. Stoją dokoła niego podobni do zwierciadeł, z których każde pokazuje odbicie jego świetnej osoby z innej strony. W jednem zwierciedle ukazuje się pod postacią finansisty i nazywa się Lebrun. W innem znów widzimy go jako prefekta policji i nazywa się Fouché; w trzeciem nakoniec pojawia się w postaci dyplomaty a nazwisko jego jest Talleyrand. Są to wszystko różne maski dla tego samego człowieka. Oto jest tu naprzykład pewien pan, nazwiskiem de Caulaincort; kieruje dworem cesarskim, a nie ma prawa na własną rękę odprawić lokaja. Zawsze bowiem cesarz zastrzega sobie w tym względzie ostatnie słowo. A z nami igra jak z marjonetkami. Tak, tak, panie de Méneval, musimy to wyznać otwarcie, cesarz igra z nami.