Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/117

Ta strona została przepisana.

mogli się uchwycić, aż ją wreszcie znaleźliśmy w nim, w tym człowieku iście żelaznym. A jaką dziwną figurą był wtedy Bonaparte, panie de Lava!! Teraz, gdy już wszystko osiągnął, czego mógł tylko pragnąć i spodziewać się, jest wesół i zadowolony. Wtedy jednak nic jeszcze nie posiadał, a pożądał wszystkiego. Spojrzenia jego ukośne mogły przerażać ludzi. Chudy był i blady i chodził ulicami jak dziki zwierz, wszyscy stawali i oglądali się za nim. Twarz miał zapadłą i pooraną głębokiemi zmarszczkami; spoglądał na ludzi z ponurą groźbą. Tak, była to osobliwa postać, ten młody podporucznik, który świeżo opuścił szkołę wojskową. Widząc go, pomyślałem sobie w duchu: „Ten człowiek będzie kiedyś potężnym władcą albo skończy na rusztowaniu.“ A teraz patrzcie do czego doprowadził.
— Jakto? — zapytałem — i to wszystko stało się w przeciągu dziesięciu lat tylko?
— Tak jest, potrzebował tylko dziesięciu lat na to, aby odbyć drogę z koszar do pałacu w Tuilerjach. Był jednak stworzony na władcę i nic nie mogło go w tej drodze powstrzymać. Jak de Bourienne opowiada, już w szkole kadeckiej w Brienne, jako mały chłopak, miał cesarskie manjery: chwalił i ganił swoich kolegów, spoglądał na nich z gniewem lub uśmiechał się do nich łaskawie, zupełnie tak samo, jak to dzisiaj czyni. Czy zna pan jego matkę, panie de Laval? Prawdziwa matka bohaterów, królowa z tragedji, poważna i pełna godności, powściągliwa, milcząca. Syn do niej podobny.
Sekretarza wprawiały w niepokój te swobodne i niczem nie krępowane wynurzenia marszałka dworu cesarskiego. Widać to było po jego spojrzeniach, które zwracały się trwożliwie to na mnie, to na pana de Caulaincourt.
— Nie sądź pan jednak, panie de Laval — rzekł