Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/12

Ta strona została przepisana.

zdawało się, że z rokiem 1792 wszystko się zatrzymało; czas przestał dla nich upływać, ich ideały i wstręty z przeszłości pozostały niezmienione. My młodzi jednak, którzy wyrośliśmy na obczyźnie, zrozumieliśmy, że nastały nowe czasy. Francja nie była już państwem sankjulotów i gilotyny; ojczyzna nasza, trjumfująca na polach bitwy, ale zagrożona ze wszystkich stron przez najazdy wrogów, wzywała swoich rozprószonych synów do powrotu; jeszcze bardziej, aniżeli list mego wuja, wzywał mnie ten zgiełk wojenny do opuszczenia Anglji.
Już długi czas trawiła mnie tęsknota za ojczyzną. Za życia ojca nigdy o tem nie wspominałem; jemu, który służył pod Kondeuszem i walczył pod Quiberon, uczucie takie wydawałoby się wprost zdradą. Ze śmiercią jego jednak odpadło wszystko, co mnie wstrzymywało od powrotu do Francji, a tęsknota moja za krajem stała się tem silniejsza, że i Eugenja, która teraz od lat trzydziestu jest moją żoną, podzielała ją najzupełniej. Rodzice jej pochodzili z młodszej linji de Choiseul i mieli przeto tak samo głęboko zakorzenione zasady i przesądy, jak mój ojciec. O przekonania swych dzieci niewiele się troszczyli. Ilekroć rodziny nasze w domu zamykały się w żałobie z powodu jakiegoś zwycięstwa francuskiego, my, dzieci, skakałyśmy w ogrodzie z radości. Obok okna altany ozdobionego wawrzynem mieliśmy nocne schadzki i tem bardziej zbliżyliśmy się do siebie, im więcej czuliśmy się obcy w naszem otoczeniu. Rozwijałem przed Eugenją moje ambitne plany, a ona swoim zapałem jeszcze bardziej mnie w nich utwierdzała. Tak tedy list mego wuja był tylko jednym powodem więcej do wykonania dawno powziętego zamiaru.
Oprócz śmierci mego ojca i listu mego wuja