Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/122

Ta strona została przepisana.

Napoleon uśmiechnął się prawie filuternie.
— Przypomina mi pan Cambacéresa, panie de Méneval. Gdy mu doniosłem listownie o bitwie pod Marengo, myślał, że mu donoszę o moich zaręczynach. Nie pojmuję doprawdy, dlaczego nikt nie może czytać mego pisma. Ten dokument nie ma nic wspólnego z końmi mojej kawalerji, lecz zawiera rozkaz wystosowany do admirała Villeneuve, aby zgromadził swoją flotę i objął dowództwo w kanale La Manche. Daj go pan tutaj, przeczytam go panu na głos.
I szybkim ruchem wyrwał sekretarzowi papier z ręki, po długiem przypatrywaniu się jednak zmiął go i rzucił gniewnie na ziemię.
— Podyktuje go panu — rzekł.
I chodząc dużemi krokami po pokoju, począł wyrzucać słowa tak szybko, że biedny Méneval, z twarzą zaczerwienioną od pośpiechu, ledwie mógł za nim nadążyć. Zapalając się swojemi własnemi myślami, krzyczał coraz głośniej. Tok myśli jego był tak jasny i przejrzysty, że nawet ten, kto się wcale nie rozumiał na rzeczy, mógł z łatwością rozkazy jego wykonywać. A najbardziej wprawiła mnie w zdumienie znajomość jego spraw marynarki. Znał dobrze nietylko wszystkie okręty linjowe, ale także każdą fregatę, szalupę i każdy dwumasztowiec, wiedział dokładnie, gdzie każdy okręt się znajduje, w jakim porcie, czy w Ferrol, czy w Rochefort, w Kadyksie, w Carthagena lub w Brest, jak jest uzbrojony i z wielu ludzi składa się jego załoga. Znał nawet dokładnie nazwy wszystkich angielskich okrętów wojennych. Taka gruntowna znajomość rzeczy byłaby zdumiewająca nawet u oficera marynarki i tylko taki wszystko ogarniający duch, jak jego, mógł być tak dobrze obznajomiony z tak różnemi dziedzinami życia ludzkiego.