Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/132

Ta strona została przepisana.

A więc sądzisz pan rzeczywiście, że pańskie sprawy prywatne nie mają dla mnie żadnego znaczenia?
— Nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego najjaśniejszy pan może się niemi zajmować.
— Powiedz mi pan, kto jest pańskim dziadem stryjecznym?
— Kardynał de Laval-Montmorency.
— A gdzie przebywa?
— W Niemczech.
— Zamiast zasiadać na stolcu biskupim w Paryżu, gdziebym go chciał widzieć. A kto jest pańskim bratem ciotecznym?
— Książę Rohan.
— Gdzie mieszka?
— W Londynie.
— Tak, w Londynie, a nie w Tuilerjach, gdzie mógłby przecież mieć wszystko, czegoby tylko zapragnął. Czy ja, gdybym został z tronu zrzucony i wygnany z kraju, jak Burboni, miałbym także takich wiernych zwolenników, jak oni? Czy towarzyszyliby mi na wygnaniu i wytrwaliby przy mnie aż do mego powrotu na tron Francji? Chodź pan tu, marszałku Berthier!
I pociągnął za ucho swego ulubieńca. Była to u niego największa oznaka czułości.
— Czy mógłbym liczyć na ciebie, hultaju?
— Nie wiem, o czem mowa, najjaśniejszy panie.
Rozmowa moja z cesarzem była dotychczas tak cicha, że obecni nie mogli jej słyszeć; teraz jednak słuchali z uwagą, co Berthier odpowie.
— Gdyby mnie z Francji wypędzono, czy pan towarzyszyłby mi na wygnaniu?
— Nie, najjaśniejszy panie.