Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/14

Ta strona została przepisana.

szło między nami do pojedynku i przestrzeliłem mu ramię. Wieczorem zastałem Eugenję, jak zwykle, w oknie jej pokoju; zerwała kilka liści wawrzynowych i splótłszy wianek, włożyła mi go na głowę.
Ten wypadek uczynił mój dalszy pobyt w Ashford niemożliwym i przyczynił się wielce do mego zamiaru przyjąć zaproszenie mego wuja, naprzekór owym słowom ostrzegawczym. Gdyby mógł swoim wpływem nakłonić cesarza, by kazał wykreślić moje nazwisko z listy proskrypcyjnej, nic nie stałoby w drodze memu powrotowi do Francji.
Pogrążony w głębokiej zadumie, zapomniałem zupełnie, gdzie się znajduję. Z zamyślenia obudził mnie nagle patron statku, kładąc mi ciężką dłoń na ramieniu.
Przyjacieju — krzyknął — trzeba przejść do łodzi.
Moje uczucie arystokratyczne oburzyło się i odepchnąłem brudną rękę brutala.
— Wybrzeże jeszcze daleko — odpowiedziałem.
— Czyń pan, co się panu podoba — rzekł — ja jednak nie jadę dalej. Siadaj pan do łodzi albo przypłyń pan do brzegu.
Napróżno przedstawiałem mu, że zapłaciłem za cały przejazd aż do wybrzeża. Ofiarowałem nawet na ten cel zegarek, który od wielu lat był w posiadaniu naszej rodziny.
— A tak, bardzo suto zapłacony — drwił stary wilk morski.
Poczem zawołał do jednego z majtków:
— Jim, zwinąć żagle i niechaj łódź podpłynie. Teraz, mój panie, proszę wsiadać do łodzi albo wróci pan ze mną do Dover. Nadciąga burza od południowego zachodu, za żadną cenę nie pojadę dalej.