to plany, jakie mam dla mej stolicy, jeżeli się okaże ich godną. Zresztą nie kocham Paryżan, ani oni mnie nie kochają. Nie wybaczą mi nigdy, że kazałem już raz do nich strzelać i że byłbym gotów to znów uczynić... Nauczyłem ich lękać się mnie i podziwiać, do miłości jednak nie mogę ich zmusić. A przecież uczyniłem dla nich tak wiele! Gdzie znajdują się skarby Genui, gdzie przepiękne obrazy Wenecji i niezrównane posągi z Watykanu? Wszystkie są w Luwrze. Łupami moich zwycięstw przyozdobiłem moją stolicę. Ale Paryżanie są zmienni i muszą zawsze mieć coś nowego do omawiania. Muszą się ciągle zachwycać, gadać, drwić. Dziś biją mi pokłony, gdy się ukażę; ale innym razem byliby zdolni zaciskać przeciw mnie pięści, gdybym im nie dawał od czasu do czasu zajmującego tematu do rozmowy, aby odwrócić ich uwagę. Niedawno temu kazałem umyślnie w tym celu postawić na nowo kopułę tumu inwalidów. Ludwik XIV zaprzątał ich umysły swojemi wojnami; za Ludwika XV miłostki królewskie i skandale dworskie dostarczały obfitego tematu do rozmowy. Biedny Ludwik XVI nie umiał ich zająć, dlatego ucięli mu głowę. A pan, panie Talleyrand, pomagałeś, aby go zawlec na rusztowanie.
— Nie, najjaśniejszy panie, należałem zawsze do umiarkowanych.
— W każdym razie nie żałowałeś pan tego, że został stracony.
— Już z tego powodu, ponieważ zrobił ci miejsce, najjaśniejszy panie.
— Nic nie byłoby mogło powstrzymać mego pochodu trjumfalnego, panie Talleyrand. — odparł Napoleon. — Byłem już od urodzenia przeznaczony do najwyższych dostojeństw. Odczuwałem to już w dzieciństwie. Przypominam sobie jeszcze, jak czyniono przygotowania
Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/151
Ta strona została przepisana.