Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/155

Ta strona została przepisana.
XIV.
JÓZEFINA.

Talleyrand i Berthier spojrzeli na siebie zmieszani. Nawet ten wytrawny i przebiegły dyplomata, który umiał zresztą panować wybornie nad wyrazem swej twarzy i zdawał się ukrywać go jak gdyby pod maską, zdradzał silne wzburzenie. Dobry obserwator byłby jednak odkrył u niego więcej złośliwości i ironji, aniżeli przerażenia, natomiast Berthier, który był do Napoleona i Józefiny szczerze przywiązany, pobiegł jak szalony do drzwi namiotu, aby wzbronić cesarzowej wejścia.
Constant skoczył do portjery, która zasłaniała drzwi do pokoju cesarza, stracił jednak znów odwagę i przystąpił do Talleyranda, szukając rady i pomocy. Rada ministra byłaby w każdym razie spóźniona, albowiem mameluk Rustan otworzył już drzwi, aby wpuścić dwie damy do namiotu.
Pierwsza była wysoka i smukła, miły uśmiech widniał na jej ustach, twarz miała ujmującą, postawę majestatyczną i pełną godności, ułożenie uprzejme. Zalety te jednały jej odrazu wszystkie serca. Miała na sobie czarny płaszcz aksamitny, biało lamowany dokoła szyi i na rękawach; czarny kapelusz zdobiło białe pióro.
Towarzyszka jej była niższego wzrostu i twarz jej możnaby nazwać pospolitszą, gdyby jej nie nadawały szczególnego uroku duże czarne oczy i wyraz pełen życia. Obydwom damom towarzyszył mały foksterjer. Pierwsza z pań oddała we drzwiach mamelukowi cienki łańcuszek stalowy, na którym pieska prowadziła.
— Lepiej, gdy mój Fonuné zostanie na dworze — rzekła głosem bardzo dźwięcznym i melodyjnym. —