Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/156

Ta strona została przepisana.

Cesarz nie lubi psów, a gdy się go nagle i niespodziewanie odwiedza, należy przynajmniej liczyć się z jego upodobaniem. Dobry wieczór, panie Talleyrand. Odbyłyśmy wraz z panią de Remusat przejażdżkę wzdłuż wybrzeża i wysiadłyśmy tutaj, aby się dowiedzieć, czy cesarz przybędzie dzisiaj do Tour-de-Briques. Czy może już wyjechał? Oczekiwałam na pewno, że go tu jeszcze zastanę.
— Najjaśniejszy pan był tu jeszcze przed chwilą — odpowiedział Talleyrand, kłaniając się z szacunkiem.
— Dziś wieczorem jest przyjęcie w moim salonie, o ile tak można nazywać moje apartamenty w takiej wiosce, jak Tour-de-Briques. Cesarz przyrzekł mi, że przerwie swoją pracę i sprawi mi przyjemność swoją obecnością. Gdyby go można nakłonić do tego, aby owogóle mniej się zamęczał robotą! Pomimo żelaznego zdrowia, na długi czas życia tego nie wytrzyma. Ataki nerwowe powtarzają się u niego coraz częściej. Chce sam wszystko robić. To wprawdzie bardzo pięknie, zgadzam się z tem w zupełności, ale dla niego to istne męczeństwo. Nie wątpię, że także i teraz... A więc pan nie wie, gdzie on się znajduje obecnie, panie Talleyrand.
— Oczekujemy lada chwila przybycia jego, najjaśniejsza pani.
— W takim razie poczekam z wami... Ach, panie de Méneval, jakie mam dla pana współczucie, gdy cię widzę siedzącego nad tym ogromnym stosem aktów. Byłam szczerze zmartwiona po stracie pana de Bourienne, ale pan w istocie przewyższa jeszcze swego poprzednika pracowitością... Zbliż się do ognia, pani de Remusat.
Dama dworu skłoniła się z uszanowaniem na to wezwanie cesarzowej.