moich biednych rodziców... Nie chciałem jednak wszystkich tych spraw obecnie wywlekać na światło dzienne, gdyż rozumiałem dobrze, że salon cesarzowej nie jest miejscem odpowiedniem do sporów rodzinnych i wzruszyłem zatem tedy ramionami i milczałem.
— Żałuje bardzo — rzekł wuj z westchnieniem — albowiem miałem jak najlepsze zamiary wobec ciebie. Byłbym ci mógł dopomóc w karjerze, gdyż moje wpływy sięgają daleko. Mało ludzi we Francji ma takie znaczenie u cesarza, jak ja. A teraz, zanim się rozstaniemy, chciałbym ci jeszcze zadać jedno pytanie.
— Jakie, wuju?
— Mam u siebie, w Grobois, w przechowaniu kilka przedmiotów, które niegdyś należały osobiście do twego ojca — szpada, pieczęć, ocała szuflada pełna listów, tabakierka i kilka srebrnych puharów — słowem są to przedmioty, kóre mają dla ciebie wielką wartość pamiątkową. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś mógł, choćbym na jeden wieczór, przybyć do Grobois, aby obejrzeć te drobnostki i wybrać z nich to, coby ci odpowiadało. Nie odmawiaj, gdyż to sprawiłoby mi wielką przykrość.
Przyrzekłem chętnie, że go odwiedzę w najbliższym czasie.
— Kiedy? — zapytał z niecierpliwością.
W głosie jego było coś takiego, co obudziło we mnie straszne podejrzenie, a utwierdził mnie w tem także wyraz jego siwych oczu. Przypomniałem sobie teraz ostrzeżenie Sybilli.
— Nie mogę dnia na pewno oznaczyć, gdyż nie wiem jeszcze, jakie będą moje obowiązki służbowe przy cesarzu. Gdy się o tem dowiem, przybędę.
— Dobrze. W przyszłym tygodniu zatem albo za dwa tygodnie. Oczekuję cię z niecierpliwością,
Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/171
Ta strona została przepisana.