Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/178

Ta strona została przepisana.

i do innych gier. Mnie zaś sprawiało największą przyjemność przypatrywać się tym ludziom, tym pięknym i strojnym paniom i budzącym zajęcie mężczyznom, których nazwiska, poprzednim pokoleniom zupełnie nieznane, brzmiały teraz dalekiem echem po całym świecie.
Tuż przedemną stali Ney, Lannes i Murat, rozmawiali z sobą i śmiali się tak głośno i swobodnie, jak gdyby byli w obozie, w swoich namiotach. Dziś wiemy, jaki niestety tragiczny koniec, spotkał tych wielkich wojowników; dwóch z nich zostało straconych, trzeci poległ w bitwie; wtedy jednak twarze ich jaśniały radością i weselem, którego nie mącił żaden cień złowieszczy.
Obok mnie stał oparty o ścianę jakiś mały, milczący człowieczek, w średnim wieku. Zdawał się czuć nieswojo w tem wytwornem towarzystwie. Żal mi się zrobiło biedaka samotnego i opuszczonego, przystąpiłem tedy do niego i przemówiłem parę słów, co mu sprawiło widoczną przyjemność. Odpowiedział mi bardzo uprzejmie, ale ohydnym jezykiem francuskim.
— Czy może rozumie pan nieco po angielsku? — zapytał mnie. — Nie znalazłem tu w całem towarzystwie nikogo któryby mówił tym językiem.
— Naturalnie — odrzekłem. — Mówię bardzo dobrze po angielsku, albowiem spędziłem całą młodość w Anglji. Czy pan może Anglik? O ile wiem, naszym sąsiadom z poza La Manche nie wolno, od czasu złamania traktatu w Amiens, przebywać swobodnie we Francji.
— Nie — odpowiedział. — Jestem Amerykaninem. Nazywam się Robert Fulton. Przybywam na te przyjęcia jedynie w tym celu, aby się przypomnieć cesarzowi. Przedstawiłem mu kilka moich wynalazków, które spowodują niezawodnie wielki przewrót w woj-