Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/183

Ta strona została przepisana.

— Musimy przecież i dla pana szukać żony, panią de Laval... Zresztą zobaczymy...
Potem zwrócił się do jakiegoś pana czarno ubranego, o wyglądzie bardzo wytwornym i zapytał.
— Jak się pan nazywa?
— Nazywam się Grétry i jestem muzykiem, najjaśniejszy panie.
— A, prawda, przypominam sobie. Widziałem pana już mnóstwo razy i nie mogę sobie zapamiętać pańskiego nazwiska. — A kto pan jesteś?
— Nazywam Józef Chenier.
— A tak, prawda. Widziałem pańską tragedję. Tytułu nie pamiętam, wiem tylko, że była bardzo licha, obrzydliwa... Pan jeszcze coś innego napisałeś?
— Tak jest, najjaśniejszy panie, tom poezyj. Pozwoliłeś łaskawie, bym ci go ofiarował.
— Być może, ale nie miałem jeszcze czasu czytać ich. Jaka szkoda, że we Francji niema teraz poetów. Czyny bohaterskie ostatnich lat dałyby obfity materiał, godny Homera albo Wergiliusza. Królestwa mogę tworzyć, ale nie mogę tworzyć poetów, kogo uważasz pan za największego francuskiego pisarza?
— Racine’a, najjaśniejszy panie.
— Głupiś waćpan. Corneille był o wiele większy. Rymy i stopy wierszowe to tylko puste dźwięki, ale zachwycają mnie myśli poetyczne i duch filozoficzny, który unosi się nad całem dziełem. Corneille to stanowczo największy poeta francuski. Gdyby miał był to szczęście żyć za moich czasów, zrobiłbym go moim pierwszym ministrem. Podziwiam jego rozum, znajomość ludzi i głębokość uczucia. Czy pisze pan obecnie coś nowego?
— Tak jest. Piszę właśnie tragedję o Henryku IV. najjaśniejszy panie.