Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/192

Ta strona została przepisana.

młyna i z głośnym stukiem zatrzasnął za sobą ciężkie wrota,
— Okno, Gérard, okno — krzyknął Savary.
Młody huzar zsiadł co rychlej z konia i skoczył przez zamknięte okna do parterowego pokoju budynku, tak jak błazen cyrkowy skacze przez trzymane przed nim obręcze. W chwilę później otworzył nam bramę; krew spływała mu z rąk i twarzy.
— Uciekł na górę po schodach — rzekł do nas.
— W takim razie mamy czas, nie może przed nami uciec — odpowiedział Savary i zsiedliśmy z naszych wierzchowców. — Wziąłeś pan przeszkodę wyśmienicie, panie Gérard. Spodziewam się, że nie jesteś pan ciężko ranny?
— Podrapałem się tylko trochę, panie generale, to drobnostka.
— W takim razie weź pan pistolety w rękę. Gdzie młynarz?
— Tu ja jestem — zawołał szorstko niski i krępy mężczyzna, który stał w sieniach. — Jakiem prawem wpadacie do mego młyna, jak złodzieje i rozbójnicy? Siedzę spokojnie, czytam gazetę i palę fajkę, jak to zwykle czynię wieczorem; nagle wpada ktoś przez okno, obsypuje mnie drzazgami szkła i otwiera bramę swoim kamratom. Mam dość kłopotów z jednym lokatorem i nie potrzebuję doprawdy jeszcze trzech innych.
— Ten człowiek, który u was przebywa, jest niebezpiecznym spiskowcem i nazywa się Toussac — krzyknął ostro Savary.
— Toussac — zawołał młynarz. — Broń Boże! Mój lokator nazywa się Maurycy i jest handlarzem jedwabiu.