Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/24

Ta strona została przepisana.

a burza wyła z taką wciekłością, że zdawało mi się, iż słyszę ze wszystkich stron ryk fal. Nie umiałem się orjentować podług gwiazd na nieboskłonie; zresztą nawet ci, którzy byli w tem biegli, nie mogliby tu znaleźć wielu wskazówek, gdyż tylko gdzieniegdzie ukazywały się nieliczne gwiazdy za gęstą oponą obłoków.
Szedłem tak wyczerpany i pełen zwątpienia, zdając się na ślepy przypadek i zanurzałem się coraz głębiej w te straszliwe bagna. Byłem już na najgorsze przygotowany; pierwsza moja noc we Francji będzie dla mnie ostatnia; jedyny spadkobierca rodziny de Laval ma nędznie zginąć w tem okropnem trzęsawisku. Musiałem już odbyć kilka mil, idąc naprzemian po błocie płytkiem i głębszem i nie napotykając nigdzie suchego gruntu, gdy wtem nagle wynurzył się przedemną z ciemności jakiś dziwny krzak karłowaty, o nędznych liściach. Krew zastygła mi w żyłach. Wszak przed godziną przechodziłem obok zupełnie takiego samego krzaku, musiałem się tedy kręcić w kółko. Aby mieć pewność, przystąpiłem do niego bliżej, krzemieniem i hubką skrzesałem iskrę i rzeczywiście poznałem na brunatnem błocie zupełnie wyraźnie ślady moich poprzednich kroków. Pełen rozpaczy, spojrzałem ku niebu, ale wtem błysnął mi nagle jasny promień nadziei. Między uciekającemi chmurami ukazał się księżyc, a przy jego bladem świetle ujrzałem lecące z szybkością strzały, w kształcie długiego, ostro zakończonego trójkąta, stada dzikich kaczek. Wiedziałem, że wszystkie te ptaki, w razie burzy, uciekają w kierunku ku lądowi, musiałem tedy iść za kierunkiem ich lotu, aby oddalić się od morza. Z twarzą naprzód zwróconą, stąpając obiema nogami jednostajnie, aby nie stracić znów kierunku, szedłem jeszcze dobre pół godziny. Wkońcu ukazało się przedemną słabe, żółte światełko, zapowia-