Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/34

Ta strona została przepisana.
IV.
SPISKOWCY.

Odurzony nagłą napaścią, nie mogłem sobie zdać sprawy z tego niezwykłego a zarazem zawstydzającego położenia, w jakiem się znalazłem. Pochwycono mnie, podniesiono w górę jak kurę i ciśnięto potem na kamienną podłogę izby z taką siłą, że prawie straciłem przytomność.
— Nie zabijaj go jeszcze, Toussac — odezwał się jakiś głos łagodny — musimy pierwej dowiedzieć się, kto on jest.
W tej chwili uczułem pod brodą ciśnienie strasznego wielkiego palca, inne palce owinęły się dokoła mej szyi jak żelazną obręczą; głowa moja obracała się wolno, nie mogłem znieść tego okropnego bólu i wydałem jęk głuchy.
— Jeszcze świerć cala wystarczy — zawołał znów ów głos jak grzmot potężny. — Znacie mój stary, wypróbowany sposób. Zniknie bez śladu i bez hałasu.
— Nie, Toussac, jeszcze nie, mówił ów głos słodki, który słyszałem przed chwilą. — Widziałem raz twój chwyt, a to straszliwe trzeszczenie prześladowało mnie potem przez długi czas... Brrr! To rzecz okropna! że też brutalna siła może tak szybko i pewnie zgasić święty ogień życia. Duch może pokonywać materję jedynie z odległości.
Szyja moja była tak wykręcona, że nie mogłem widzieć ludzi, którzy obradowali nad moim losem. Musiałem leżeć cicho i nadsłuchiwać.
— Ależ, mój drogi Karolu, ten człowiek zna wprawdzie naszą ważną tajemnicę; idzie tym razem