Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/35

Ta strona została przepisana.

o nasze życie lub o życie jego. (Był to Lesage, który mówił). Nie musimy go jednak koniecznie natychmiast zabijać; wystarczy uczynić go nieszkodliwym. Pozwól mu usiąść, Toussac; wszak nie może nam się wymknąć.
Posadzono mnie na ziemię z taką samą brutalnością, z jaką mnie pierwej przewrócono; mogłem teraz patrzeć dokoła i widzieć tych ludzi, w których ręce się dostałem. Ze słów ich dowiedziałem się, że już mieli morderstwa na sumieniu i że żywili plany mordercze na przyszłość. Wiedziałem także, że na tem pustkowiu, wśród trzęsawisk, jestem zupełnie w ich mocy. Ale wspomniałem na moje nazwisko i ukryłem trwogę w głębi mego serca.
Było ich trzech w pokoju; Lesage i dwóch nowoprzybyłych. Lesage stał przy stole i trzymał w ręku grubą brunatną książkę; spoglądał na mnie spokojnie, ale oczy jego miały wyraz chytry i nieco szyderczy, jaki można widzieć u gracza w szachy, który odniósł nad swoim przeciwnikiem stanowcze zwycięstwo. Na skrzyni obok niego siedział jakiś człowiek około pięćdziesięcioletni, z twarzą żółtą, ascetyczną, z oczyma głęboko zapadłemi i wąskiemi wargami. Miał ubranie koloru tabaczkowego i spodnie spięte pod kolanami na sprzączki stalowe, tak że widać było nogi jego bajecznie chude. Spoglądał na mnie, potrząsając głową, a jego zimne stalowe oczy nie zapowiadały nic dobrego.
Najbardziej jednak przerażał mnie Toussac. Był to olbrzym, bardziej krępy i barczysty, aniżeli wysoki, prawie zniekształcony wskutek nadmiernego rozwinięcia mięśni. Nogi jego były niezgrabne i pałąkowate, jak u olbrzymiego byka, cała postać miała w sobie coś zwierzęcego, albowiem gęsty zarost sięgał mu aż do oczu, a kosmata ręka, która się jeszcze zawsze za-