Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/36

Ta strona została przepisana.

ciskała dokoła mej szyi, była podobna do lwiej łapy. Wyrazu twarzy nie można było poznać z pod brody, ale duże czarne oczy spoglądały straszliwie i pytająco, to na mnie, to znów na jego towarzyszów. Skoro ci wydadzą wyrok śmierci, on z pewnością wypełni czynność kata.
— Skąd się wziął tu ten człowiek, jaki zawód wykonuje i w jaki sposób znalazł tę naszą kryjówkę? — zapytał chudy mężczyzna w ubraniu tabaczkowem.
— Gdy go zobaczyłem przez szybę, myślałem zrazu, że to wy jesteście — odpowiedział Lesage. — Podczas takiej burzy nie mogłem, rzecz jasna, spodziewać się nikogo innego na tem trzęsawisku. Skoro spostrzegłem mój błąd, zamknąłem natychmiast drzwi chaty i ukryłem papiery w kominie. Nie pomyślałem o tem, że przez szczelinę w murze można zaglądać do izby; gdy jednak wyszedłem na dwór, aby wskazać drogę obcemu i pozbyć się go, ujrzałem tę dziurę, przez którą błyszczało światło. Domyśliłem się natychmiast, że musiał mnie śledzić, gdy chowałem papiery i że to, co widział, musiało niezawodnie obudzić jego ciekawość. Niewątpliwie będzie o tem myślał i nie omieszka opowiadać innym, co mu traf odkrył. Dlatego zawołałem go do izby, aby zyskać na czasie i zastanowić się, co potem czynić należy.
— Do kroćset piorunów! Kilka uderzeń tą siekierą i wygodne posłanie na trzęsawisku, tam gdzie jest najbardziej miękkie, a wszystko będzie w najlepszym porządku — mruknął ów niesamowity brodacz, który mnie trzymał.
— Całkiem słusznie, mój kochany Toussac, ale nie należy natychmiast chwytać się ostatecznego środka. Trochę oględności, trochę dyplomacji nigdy nie zaszkodzi...