Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/42

Ta strona została przepisana.

tedy w imię Boga, ile chcesz pytań, ale to nie zmieni ostatniego wyniku sprawy.
l ja byłem tego samego zdania; znałem wszakże tajemnice tych ludzi, którym groziło tak wielkie niebezpieczeństwo. Nie mogli mnie przeto puścić z rąk żywego. A przecież życie jest tak piękne, a każde jego przedłużenie, chociażby najkrótsze, sprawia rozkosz niewymowną. Gdy uścisk morderczej ręki dokoła mej szyi zwolniał, zdawało mi się, ze słyszę głos dzwonów świątecznych i że lampa w pokoju płonie jaśniejszem światłem. Odzyskałem wkrótce zupełną przytomność i spojrzałem na wychudłą twarz mego sędziego śledczego.
— Skąd pan przybywasz? — zapytał mnie.
— Z Anglji.
— Ale jesteś pan Francuzem?
— Tak jest.
— Kiedy pan przybyłeś?
— Dziś wieczór.
— Którą drogą?
— Na żaglowcu z Dover.
— Ten człowiek mówi prawdę — wtrącił Toussac. — Na jego szczęście mogę to potwierdzić. Widzieliśmy ten okręt i wysadzono kogoś na ląd, natychmiast gdy łódź, która mnie przywiodła, odbiła od brzegu.
Przypomniałem sobie teraz ową łódź; była to pierwsza rzecz, którą spostrzegłem na wybrzeżu francuskiem. Jak wielkie znaczenie miała teraz dla mnie! Mój obrońca jął mi obecnie zadawać różne pytania, całkiem ogólne i bez żadnego znaczenia i czynił to tak powoli i z takim wahaniem się, że Toussac zniecierpliwiony począł szemrać. Te pytania krzyżowe wydawały mi się komedją czczą i bez sensu, a jednak