Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/43

Ta strona została przepisana.

po gorliwości i dosadności, z jaką mi je zadawał, poznawałem, że ma w tem jakiś ukryty cel. Może pragnął tylko zyskać na czasie? Ale poco? I wtedy z tą jasnością, jaką daje umysłowi pewność groźnego niebezpieczeństwa, odgadłem, że ten człowiek oczekuje czegoś, że czeka z naprężeniem i niecierpliwością. Wyczytałem to w jego zmarszczonej twarzy, poznałem to po nieustannem mruganiu jego niespokojnych oczu. Widocznie czekał na czyjeś przybycie i mówił ciągle, bez przerwy, aby całą rzecz przewlec. Byłem tak dalece pewny tego, jak gdyby mi swoją tajemnicę szepnął do ucha, a do mego zdrętwiałego serca wtargnęła nowa nadzieja, ożywcza, jak strumień świeżej wody na wyschłą ziemię.
W końcu jednak Toussac stracił cierpliwość i wybuchł gniewam. Z ust wyrwało mu się dzikie przekleństwo.
— Teraz mam tego dość — wołał. — Dla takiej dziecinnej zabawki nie chcę narażać życia mego na niebezpieczeństwo. Czyż nie mamy nic lepszego do roboty, jak słuchać tego paplania? Czy po to przybyłem tu z Londynu, z takiemi trudnościami, aby tracić drogi czas na takie banialuki? Dość tych pytań i przystąpmy do rzeczy ważniejszych.
— Bardzo słusznie — odpowiedział mój obrońca. — Ta mała szafa w ścianie może wybornie służyć dla tego człowieka za więzienie. Wsadźmy go tam i zajmijmy się tymczasem naszemi interesami. Potem będziemy mieli jeszcze zawsze dość czasu, aby się z nim rychło załatwić.
— Aby jeszcze podsłuchiwał nasze rozmowy — mruknął Lesage.
— Nie wiem doprawdy, co ci się dzisiaj stało, chyba rozum ci się pomieszał — krzyczał Toussac,