Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/46

Ta strona została przepisana.

trzymał w ręku, głowę, zarzucił wyzywająco w tył, widać było, że całe ciało jego jest gotowe do walki. A gdy ujadanie psa stawało się coraz bliższe i wyraźniejsze rzucił się ku drzwiom i otworzył je gwałtownym ruchem.
— Nie wpuszczaj psa do izby — krzyczał Lesage w największej trwodze.
— Głupcze, musimy go zabić; to nasza ostatnia nadzieja.
— Wszak jest na smyczy.
— W takim razie jesteśmy zgubieni. Gdyby jednak był wolny, moglibyśmy jeszcze ujść stąd szczęśliwie.
Lesage skulił się pod stołem i patrzał nieruchomo ku otwartym drzwiom. Mój opiekun nie przestawał się kołysać, a na ustach jego igrał chytry uśmiech. Chudą dłonią szarpał żabot u koszuli, także przypuszczałem, że ma tam jakąś broń ukrytą. Między tą grupą a otwartemi drzwiami stał Toussac; pomimo wstrętu, jaki do niego odczuwałem, odważna jego postawa przejmowała mnie podziwem.
Zajmujące widowisko, jakie się teraz miało przed mojemi oczyma odegrać, bliskie niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad tymi trzema spiskowcami, owładnęło mną tak bardzo, że zapomniałem o mojem własnem położeniu. Byłem w mojej brudnej kryjówce jedynym świadkiem tego okropnego dramatu na niepokaźnej scenie. Wstrzymywałem oddech i nieruchomy czekałem na dalsze wypadki.
Ci trzej ludzie musieli nagle coś zobaczyć, czego ja z mego miejsca widzieć nie mogłem; poznałem to po wyrazie ich twarzy i spojrzeniu ich oczu szeroko rozwartych. Nagle scena się zmieniła. Toussac zgarbił się i wzniósł w górę siekierę, jak do ciosu. Lesage legł