Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/47

Ta strona została przepisana.

na ziemią jak długi i zasłonił ręką oczy. Staruszek zaś przestał wymachiwać nogami i siedział na krawędzi skrzyni, nieruchomy jak posąg. Do uszu moich doszedł szmer, jak gdyby od szybkich kroków na wilgotnym mule, a wkrótce potem coś żółtego wpadło do izby z szybkością błyskawicy. Siekiera Toussaca spadła na dół i zatopiła się w gardle zwierzęcia. Cios był tak silny, że broń złamała się na kawałki, a Toussac runął obok psa na ziemię. Kosmaty człowiek i pies tarzali się obok siebie na ziemi, dysząc, wyjąc, szarpiąc się. Wtedy chwycił Toussac psa za gardło; dał się słyszeć głośny okrzyk bólu a potem trzask, jak gdy się drze silne płótno. Olbrzym powstał z ziemi, chwiejąc się z rękoma krwią ociekającemi, zwierzę zaś leżało bez życia, jak masa bezkształtna w krwawej kałuży.
— A teraz prędko w drogę! — zawołał Toussac głosem do grzmotu podobnym i wybiegł na dwór.
Podczas tej śmiertelnej walki człowieka z psem, Lesage, zdjęty ogromną trwogą, ukrył się w kącie pokoju. Teraz podniósł twarz wykrzywioną strachem i oblaną zimnym potem.
— Tak, tak, — wołał — musimy uciekać stąd. Karolu, żandarmi pozostali za psem dobry kawałek w tyle. Możemy się jeszcze ocalić ucieczką.
Ale twarz staruszka pozostała dalej niezmieniona i zachowała wyraz zupełnego spokoju i obojętności; tylko mięśnie na niej poruszały się rytmicznie. Poszedł ku drzwiom i zamknął je ze środka na klucz.
— Sądzę, przyjacielu Lucjanie — rzekł spokojnie — że najlepiej będzie, jeżeli tu zostaniesz.
Lesage wlepił w niego zdumione oczy; zdziwienie jego było prawie silniejsze, aniżeli przerażenie.
— Ależ nie rozumiesz chyba naszego położenia, Karolu — zawołał.