Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/59

Ta strona została przepisana.

— De Laval.
— Że też zawsze zapominam to nazwisko. A więc pan jesteś tego samego zdania, co pułkownik Lassalle?
— Moje zdanie nie ma wielkiego znaczenia — odpowiedziałem. Wiem tylko tyle, że pańskiej pomocy i opiece zawdzięczam życie i raz jeszcze dziękuję panu za to.
Zanim jeszcze mógł mi odpowiedzieć, słychać było w oddali krzyki i strzały pistoletowe. Zatrzymaliśmy się na miejscu, ale znów wszystko ucichło.
— Musieli widocznie zobaczyć Toussaca — zawołał mój towarzysz. — Ale człowiek ten jest zanadto silny i przebiegły, aby da się pochwycić. Sądzę, że możnaby iść aż na koniec świata, zanim się znajdzie równego mu zucha, tak samo, jak on, niebezpiecznego.
— Poszedłbym lepiej na koniec świata, aby go ominąć — odpowiedziałem — chyba gdybym miał dość środków, aby obronić się od niego.
Mój towarzysz przyznał mi ze śmiechem słuszność.
— A jednak jest to człowiek w gruncie rzeczy uczciwy — mówił — a to bardzo rzadka cnota w naszych czasach. Od czasu wybuchu rewolucji jest jej wiernie oddany. Służy jej z całym zapałem natury prostej i prawej, wierzy święcie we wszystko, co piszą i mówią i jest niezłomnie przekonany, że Francja, po pewnych zamieszkach i koniecznych egzekucjach, stanie się przybytkiem spokoju, szczęścia i miłości braterskiej. Wielu ludzi oddawało się tym pięknym złudzeniom, ale głowy ich padły prawie wszystkie pod nożem gilotyny. Toussac pozostał wierny swoim ideałom; widząc jednak wszędzie, zamiast pokoju, krwawe walki, zamiast szczęścia nędzę, widząc, że zamiast wymarzonej rzeczypospolitej powstało cesarstwo, oszalał rzec można.