Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/63

Ta strona została przepisana.

Było to podziemie, które zdawało się sięgać dość głęboko, a było tak wysokie, że mogłem stać wygodnie. Obejrzałem się na wszystkie strony. Ściany mchem porosłe były bardzo stare, a tam, gdzieśmy stali, sklepienie zapadło się niegdyś, zamknęło dawne wyjście, dlatego też przebito nowy korytarz poprzez ścianę kredową, który przebyliśmy. Widoczne było, że robota ta została świeżo wykonana, gdyż dokoła leżały na ziemi gruzy i narzędzia potrzebne do przebijania skały.
Mój przewodnik szedł dalej, niosąc świecę w ręku, a ja szedłem tuż za nim, potykając się o liczne kawałki głazów, które leżały na drodze.
— Czyż widział pan w Anglji coś podobnego — zapytał.
— Nigdy — odpowiedziałem.
— Są to wynalazki i pomysły dawnych czasów, które dziś znów mają wielkie znaczenie. W dzisiejszych niebezpiecznych i burzliwych czasach mogą takie podziemne przejścia być bardzo użyteczne tym, którzy je odnaleźli.
— Dokąd prowadzi właściwie to podziemne? — zapytałem.
— Tu — odpowiedział i stanął przed potężną bramą drewnianą, ale żelazem okutą. Szukał koło żelaza, nie mogłem jednak widzieć, co robi. Domyśliłem się jednak, że szuka ukrytej sprężyny. Z okropnem zgrzytnięciem obróciły się drzwi na zawiasach, a przed naszemi oczyma ukazały się wysokie strome schody ze staremi stopniami, chwiejącemi się i zniszczonemi. Posunął mnie naprzód i zamknął drzwi za sobą. Na drugim końcu schodów znajdowała się druga brama, którą mój towarzysz w podobny sposób otworzył i za nami znów zamknął.
Czy byłem to doprawdy ja, Ludwik de Laval, przybyły z Ashford w Kent, który teraz przeżywałem